14 października – Dzień Edukacji Narodowej. Kiedyś to my pędziliśmy w ten dzień z kwiatkami do wszystkich nauczycieli, teraz kolej na nasze dzieci.

Nauczyciel- mówi się że zawód mało doceniany i poważany w Polsce, że wykonują go ludzie dla których zabrakło miejsca na innych, bardziej intratnych kierunkach studiów. Być może część nauczycieli tak trafiła do swojego zawodu, co nie zmienia faktu, że świetnie się w nim odnaleźli i wykonują swoją pracę naprawdę dobrze. Są też nauczyciele z prawdziwego powołania, którzy od samego początku wiedzieli co chcą w życiu robić i którzy nauczają w ujęciu holistycznym: nie tylko wypełnione tabelki, sprawdzone kartkówki i maksimum służbowości, ale przede wszystkim całościowe kształtowanie człowieka. Bycie przykładem, stawianie mądrych wymagań i wpajanie zasad moralnych, godnych postaw. Z pewnością natrafiliście w swoim życiu na oba te typy nauczycieli.

W tym wpisie chcę podzielić się z Wami lekcjami, które utknęły w mojej głowie aż do dzisiaj i które z pewnością odcisnęły piętno w moim życiu.

KLASA 1-3 SZKOŁY PODSTAWOWEJ

1. Lekcja uczciwości i prawdomówności.

Wszyscy bardzo lubiliśmy naszą wychowawczynię z czasów edukacji wczesnoszkolnej. Pani Lucynka (tak wszyscy się zwracaliśmy) była osobą do rany przyłóż, ciesząca się bardzo dobrą opinią jako nauczyciel i tak rzeczywiście było. Traktowała nas poważnie i tego samego wymagała wobec siebie. Nigdy nie zapomnę jak było mi głupio i wstyd, gdy rypła się sprawa zadania domowego odrobionego przez moją starszą kuzynkę. Spotkałyśmy się po szkole i miałyśmy razem odrobić lekcje. Zaoferowała swoją pomoc, a ja się zgodziłam. Do dziś nie wiem czy flagę Polski pokolorowała za mnie odwrotnie, bo rzeczywiście tak zapamiętała czy miał to być psikus;P Suma summarum pani Lucynka zorientowała się, że zadanie nie było wykonane przeze mnie, a ja brnąc w niezręczną sytuację upierałam się, że zrobiłam je sama. Zaliczyłam wtedy dwie ciężkie wpadki: nieuczciwość i kłamstwo. Efekt był taki, że płakałam pół popołudnia i od tamtego czasu nastawiłam się na samodzielne wykonywanie zadań domowych i poprzysięgłam sobie, że choćby nie wiadomo jak trudna była, to trzeba się opowiadać po stronie PRAWDY.

2. Lekcja nie poddawania się i próbowania wciąż od nowa.

Pamiętam, że na jednych z zajęć układaliśmy wyrazy z rozsypanki. Literki wybitnie mi się chowały i byłam ewidentnie na szarym końcu. Większość klasy już zadanie kończyła, a ja nawet dobrze nie zaczęłam, do tego kapiące łzy wcale nie pomagały tychże literek odnaleźć. Gdy czas nam się skończył załamana nie oddałam pracy, a pani poleciła żebym poćwiczyła w domu i spróbowała kolejny raz wykonać zadanie i nie poddawać się. Mimo, że początkowo chciałam się poddać i porzucić ćwiczenie znienawidzonego zadania, nie zrobiłam tego. Miała rację i to była lekcja na całe życie.

GIMNAZJUM

3. Lekcja szacunku i mistrzowskiej konsekwencji.

Do dzisiaj wspominam i podziwiam metodę naszego pana od historii, pana Antoniego, który już od pierwszej lekcji tak ustawił sobie całą naszą klasę, że nie było mowy o jakimkolwiek wykroczeniu i wybrykach na jego lekcjach. Z uśmiechem wspominam jak w pośpiechu ustawialiśmy się w rządku na korytarzu i uciszaliśmy się nawzajem, tak nam wszystkim zależało żeby się nie narazić. Jakże cudownie byłoby gdyby w naszym domu dzieci szanowały moje słowo choć po części tak jak my szanowaliśmy naszego pana od historii. Na lekcjach cisza, pamiętam, że mieliśmy też z tym samym nauczycielem WOS- przygotowywaliśmy artykuły prasowe co tydzień, musieliśmy je wklejać i być przygotowanym żeby opowiedzieć o tym artykule. Zasady, które zostały ustalone na początku naszej współpracy, były sztywno trzymane do samego końca, a szacunek i poważanie pozostały tak naprawdę do dziś. W czasach kiedy jeszcze Pozytywna Dyscyplina nie była znana w Polsce, już wtedy metoda współpracy, cierpliwego odnoszenia się do ustalonych reguł przynosiła świetne efekty w postaci posłusznej, odnoszącej się z szacunkiem klasy.

LICEUM

4. Lekcja uśmiechu, pozytywnego nastawienia i bycia autentycznym.

Do dziś pamiętam bardzo dobrze moją nauczycielkę od j.niemieckiego: zawsze uśmiechniętą panią Monikę, bez względu na dzień czy warunki atmosferyczne. Swoją postawą nauczyła nas tego, żeby cieszyć się z każdego dnia i uśmiechać do siebie nawzajem, bo dzięki temu możemy komuś poprawić dzień. I nasze dni będą lepsze, gdy będziemy uśmiechnięci. Wielu ludzi taka postawa denerwuje, bo są zazdrośni o szczęście innych. To wymaga pewnej odwagi, bo świat podpowiada nam dzisiaj coś innego: nie wygłupiaj się, wszyscy narzekają, więc co się będziesz wygłupiał i wychylał z bananem na twarzy. A postawa naszej nauczycielki jest zupełnie odwrotna: bądź autentyczny, jeśli lubisz nosić się cała na fioletowo: rób to z uśmiechem i idź naprzód przez świat!

STUDIA

5. Lekcja wiary we własne siły i możliwości, pokonywania dużych trudności konsekwentnie, za to małymi kroczkami.

Moja promotorka pracy licencjackiej nauczyła mnie tego, że bez względu na okoliczności muszę wierzyć w siebie i walczyć o swoje (miałam wówczas już dwójkę malutkich dzieci). I choć nie zamierzałam się poddawać i ukończyć ten I stopień studiów to po drodze pojawiały się przeróżne trudności. Nie zawsze mogłam być obecna na wszystkich zajęciach i inne komplikacje. Pani dr Anna dodawała mi jednak sił i otuchy, przede wszystkim do tego, aby wykorzystać swoją macierzyńską siłę i cały swój potencjał do osiągnięcia celu. Ostatecznie zdałam wszystkie przedmioty i napisałam samodzielnie czwórkową pracę licencjacką. Ogólnie mój bilans na koniec wyszedł na taką dobrą czwórkę. Jestem wdzięczna za to wsparcie i postawę, która do teraz pomaga mi walczyć z przeróżnymi przeciwnościami.

A jakie życiowe lekcje Wy otrzymaliście od swoich nauczycieli?

Paulina Foedke