
Wybór imienia dla dziecka wiąże nie raz z niemałymi emocjami. W końcu będzie je nosiło całe życie! Co niektórzy sądzą, że imię ma określoną aurę, niesie energię. Ale każde imię też ma swoje znaczenie.
W tym wpisie podzielę się z Wami naszą historią jak nadaliśmy 6 imion i o tym jak osiągnęliśmy małżeński kompromis choć w kwestii nadawania imion byliśmy na przeciwnych biegunach.
Układ sił prezentował się mniej więcej tak: imiona oryginalne (team Paulina), a tradycyjne polskie imiona (team Dawid)
Jeśli sięgnąć po księgę imion tradycyjną czy internetową wybór jest ogromy! A ja zawsze miałam wrażenie, że w zasadzie nie mamy z czego wybierać, bo podoba nam się kilka, ale żadne nie jest idealne.
Jesteśmy akurat z tych par, które nie miały wcześniej wybranych topowych imion jakie nadadzą dzieciom.
Już przy pierwszym dziecku okazało się, że mamy odmienne gusta w tej kwestii. Mi najbardziej podobały się takie imiona jak Joachim, Sergiusz czy Jeremiasz, a nawet Krzesimir! Po doświadczeniach szkolnych, wyszłam z przekonaniem, że osoby noszące nietuzinkowe imiona są szybko zapamiętane i mają być może nieco łatwiej, są jakby to ująć: „bardziej interesujące”. Łatwiej poznają nowe osoby, bo otoczenie interesuje się nieznanym imieniem, pyta skąd takie imię, kto je nadał itd. Dawid natomiast preferował raczej tradycyjne imiona jak Adam, Piotr,Marcin czy Anna.
Przyznam szczerze, że długo nie mogłam odpuścić i nie chciałam się zgodzić na nic innego poza moimi propozycjami;) Z czasem zmiękłam i to ja zostałam przekonana, że Franciszek to idealne imię dla pierwszego syna:) Tak też się stało.
Później w ekspresowym tempie zaszłam w kolejną ciążę (4 miesiące po pierwszym porodzie) i znów pojawił się temat imienia. Ku naszemu zdziwieniu imiona dziewczynek wybieraliśmy o wiele dłużej i z większym trudem przychodziło do podjęcia decyzji. Tak jak poprzednio zapragnęłam, żeby imię było jeśli nie z kategorii nietuzinkowych to choć z bazy tych rzadszych i modnych w owych latach. Dawid tak jak poprzednio stał za imieniem typu Anna, Joanna czy Julia. Mocno zastanawialiśmy się nad Amelią, ale ponieważ stawało się coraz bardziej popularne stanęło na Aurelii.
Skoro już mieliśmy Franciszka i Aurelię, to zaczęliśmy szukać jakiegoś wspólnego mianownika w imionach naszych dzieci. Poza tym, że nie były bardzo popularne to oba miały literkę „r”,której w naszym nazwisku brakuje. Szybko postanowiliśmy, że nawet pasuje to „dźwiękowo”. Nie chcieliśmy takiego efektu jak Konstanty Konstantynowicz czy Paweł Pawełczyk.
A jeszcze jedna ważna kategoria, którą kierowaliśmy się przy wyborze imienia była taka że imię musi mieć swojego świętego lub błogosławionego patrona: to odsiało nam część pomysłów. Chcieliśmy świadomie ułatwić tym funkcjonowanie naszym dzieciom tak żeby nie musiały się zastanawiać np. w urzędach ile imion podać.
Kolejne nasze dzieciątko po Aurelii straciliśmy na bardzo wczesnym etapie. Około 7-8 tygodnia przestało mu bić serduszko. Zrobiliśmy wszelkie potrzebne badania potrzebne do odebrania aktu zgonu, a więc poza badaniami histopatologicznymi ustalono także płeć. Był to chłopczyk, któremu nadaliśmy imię Henryk. Właściwie bardziej to imię nadał Dawid: ja byłam w kiepskim stanie psychicznym, zgodziłam się na to imię, ale ciężko to wszystko przeszłam.
Po kilku miesiącach od poronienia znów zobaczyliśmy dwie kreski na teście: przyszło wybrać imię dla dziewczynki. Znów troszkę się zastanawialiśmy, chcieliśmy dobrać imię tak, by pasowało do rodzeństwa. Wiecie żeby była jakaś konsekwencja w tym wszystkim, a nie Franciszek i Aurelia przyjmą do swego grona np. Jessica. Z całym szacunkiem do wszystkich Jessic, ale rozumiecie o co mi chodzi?:) Zastanawialiśmy się mocno nad Gabrielą i Kornelią, ale w końcu padło na Laurę.
Po dwóch latach i kolejnej przeprowadzce musieliśmy po raz piąty wybrać imię. Tak bardzo liczyłam wtedy na chłopca! Marzyłam o parytecie 2:2. I jeden jedyny raz poczułam smutek, kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie kolejna dziewczynka. Zupełnie nie czułam się „na dziewczynkę”. Jakoś ówczesne objawy sugerowały mi mocno chłopca i chyba jakoś tak mocno wryło mi się to w głowę, że aż się rozczarowałam. Ten stan trwał dzień lub dwa. I znów rozkmina: co z tym imieniem? Tym razem to ja „wywinęłąm numer” jakiś miesiąc przed porodem. Tak jak zawsze mieliśmy spisane na kartce nasze propozycje. M.in. Kornelię, Gabrielę, Różę i chyba jeszcze jedno lub dwa, ja jeszcze bardzo chciałam Faustynę, ale nie przeszła eliminacji:P I wtedy natknęła się w Księdze Imion na Rozalię: kiedy przeczytałam jej życiorys, poczułam tak wewnętrznie to musi być Rozalia! Nie odpuściłam. Co prawda mąż przez jakiś czas nie był zachwycony i nie bardzo podobało mu się to imię, ale z czasem przyzwyczaił się tak jak ja do Franciszka.
Po niespełna roku przyszło wybrać nam kolejne, szóste imię:) I tym razem próbowałam przemycić i „wcisnąć” moje pomysły, ale ostatecznie na swoim postawił Dawid: chciał sam wybrać imię dla syna. I choć długo nie mogłam się przekonać do Sylwestra, jakoś nijak mi nie pasowało (pomimo, że spełniało wszystkie kryteria) to kiedy odeszły mi wody na miesiąc przed terminem nie stawiałam żadnych oporów żeby został Sylwestrem:D
Ot i taka to była historia:)

A jakie są Wasze? Podzielcie się w komentarzach czy zgodnie wybraliście imiona, może mieliście wybrane już wcześniej, al może tak jak u nas: kompromisy, kompromisy?
Paulina Foedke