
Może się wydawać, że „siedząc w domu z dzieckiem” mamy mnóstwo czasu dla siebie. Odpoczywamy kiedy chcemy i właściwie jesteśmy na urlopie. Smutne, ale wiele osób tak sądzi. Nic bardziej mylnego. Utarło się takie przekonanie, że jeśli jedna strona pracuje to jej odpoczynek z góry się należy, a nam mamom pracującym w domu niekoniecznie, bo przecież i tak cały dzień odpoczywamy, nie przynosimy profitów w postaci środków finansowych, więc właściwie nie mamy prawa oczekiwać jeszcze czegoś dla siebie:P Długo sama tak podchodziłam do tego tematu.
Apeluję do WAS DROGIE MAMY: Jeśli same sobie zorganizujemy czasu dla siebie, na odpoczynek czy rozwój, nikt tego za nas nie zrobi. Tego nauczyłam się przez ostatnie lata. Jeśli macie w rodzinie kogoś, kto się o Was troszczy, zapyta o Wasze potrzeby to macie wielki skarb, ale z reguły ta najbliższa nam osoba przez większość dnia jest w pracy więc trzeba sobie jakoś radzić dla równowagi psychicznej. O tym pisałam już trochę w poprzednim wpisie tutaj: https://gwarnounas.pl/czego-nauczyla-mnie-wielodzietnosc/ Dzisiaj chcę rozwinąć temat stawiania granic i dbania o czas dla siebie.
CO NALEŻY ZROBIĆ, ŻEBY USKUTECZNIĆ PRZESTRZEGANIE USTALONEGO CZASU DLA SIEBIE?
ODNALEŹĆ SIEBIE
Czy to w małżeństwie czy świeżo po porodzie potrzebujemy czasu, żeby na nowo odkryć i poznać nasze potrzeby, odnaleźć się w nowej sytuacji i do niej się przystosować. Nie następuje to gwałtownie i cały czas delikatnie się zmienia. Każdy w małżeństwie potrzebuje odrobiny przestrzeni dla siebie, czy to będzie cotygodniowy trening, czy czas na samotne wyjście na spacer: każdy z nas ma coś co lubi robić, co go odpręża i relaksuje. Problem z tym odnalezieniem czasu dla siebie często pojawia się wraz z przyjściem na świat pierwszego dziecka. I mają go zazwyczaj mamy. Albo wydaje nam się, że nie możemy zostawić malucha pod czyjąś opieką albo właśnie same tego nie chcemy nie świadomie siebie krzywdząc. Oczywiście potrzeby noworodka z naturalnych przyczyn najlepiej jest w stanie rozpoznać matka, ale już kilku miesięczne, półroczne dziecko, spokojnie można na godzinkę, dwie zostawić i wyjść choćby do fryzjera. W ogóle im więcej mam dzieci tym wyraźniej widzę swój błąd polegający na tym właśnie, że nadmiernie się skupiałam na malcach, sobie zostawiając jedynie wieczorne ochłapy, gdzie ciężkie powieki uniemożliwiały sensowne działanie.
KOMUNIKACJA
Kolejnym etapem jest zakomunikowanie swoich potrzeb, ale nie w sposób roszczeniowy, tylko stanowczo, a za razem łagodnie. Przechodziłam już nie raz przez etap frustracji, porównywania, czy pretensji – to jest kiepska droga. Jeśli natomiast na spokojnie porozmawiamy o naszych potrzebach i ustalimy KONKRETNIE ile czasu i kiedy potrzebujemy dla siebie lub na załatwienie jakiś spraw na mieście, wtedy od razu wszystko jest jasne i atmosfera w domu czystsza:) My od jakiegoś czasu zawsze w niedzielę planujemy sobie cały tydzień i jeśli wiem, że potrzebuję godzinę, dwie żeby wyjść samej, to od razu to wpisujemy to kalendarz. To nam bardzo poprawiło funkcjonowanie. Wiem, że nadejdzie „moja godzina” i jakoś łatwiej mi wtedy przeczekać kryzysowe momenty : najmłodsze dziecię przy piersi, brak snu daje się we znaki, starszeństwo potrzebuje opieki, czasu i pomocy. Ale nie tylko, bo w naszym życiu praktycznie codziennie nad kimś trzeba się nieco bardziej pochylić, jest jakiś problem do rozwiązania, a to potrafi być wyczerpujące .
ZROBIĆ RESEARCH NASZYCH MOŻLIWOŚCI
Musimy określić dokładnie na co możemy sobie w danej chwili pozwolić. Wiadomo, że mając w domu noworodka nie wyjdziemy na pół dnia, ale już do najbliższej knajpki na kawę z koleżanką – czemu nie! Samotny spacer też już jak najbardziej wchodzi w grę. Przy starszych dzieciach to już w ogóle można poszaleć – kino, basen, fryzjer – to dopiero coś! W zależności co lubimy i na czym nam najbardziej zależy. Ja akurat opiekuję się dziećmi cały tydzień od rana do 19:00 i w soboty od 08:00 do 15:00. Ale w pozostałych godzinach mogę przebierać do woli:) Mój mąż ogarnie całą naszą czwórkę już praktycznie bez problemu.
WYBRAĆ KONKRETNIE DNI, GODZINY, WPISAĆ JE DO KALENDARZA I SIĘ ICH TRZYMAĆ
Pisałam o tym już wyżej, ale to jest moim zdaniem klucz do sukcesu: wybrać konkretne dni, godziny i wpisać je w kalendarz. To ustawi psychikę na mający się wydarzyć „miły przerywnik” i zmaksymalizuje nam prawdopodobieństwo, że do tego wyjścia w ogóle dojdzie. Znacie takie zwroty jak: a kiedyś tam coś zrobię. NIE nie zrobisz. Nasz mózg działa tak, że lubi mieć takie rzeczy poukładane, zaplanowane, wtedy podświadomość pracuje na naszą korzyść.
ZAWSZE MIEĆ PLAN B
Jeśli początkowa opcja nie wypali, bo dajmy na to wieje silny wiatr i pada deszcz, a my chciałyśmy iść na kije, czy pobiegać zawsze trzeba mieć w zanadrzu plan B. Przekonałam się o tym już nie raz, że coś sobie zaplanowałam, ale jednak okazało się, że punkt jest nieczynny. Co robiłam? Wracałam do domu. Nie to, że nie lubię być w domu, ale jeśli to ma być rzeczywiście czas dla nas – niech takim pozostanie. W domu trudno jest się całkowicie oderwać i zająć sprawami z domem nie związanymi, szczególnie gdy grasują w nim maluchy i nas szukają.
TO MA BYĆ DOBRY CZAS
Niech to będzie naprawdę dobry czas dla nas. I nie po 22:00. Być może kiedyś wrócą jeszcze takie czasy, że o 22:00 będę mieć energię i chęci żeby coś zrobić, gdzieś pojechać, ale póki co nie zapowiada się na to:P Wybierzmy taki czas, kiedy nasz umysł jeszcze dość prawnie funkcjonuje, w normalnych godzinach popołudniowych czy wczesnym wieczorem. Przeznaczmy ten czas na to co naprawdę sprawia nam frajdę i zresetuje umysł, w końcu o to przecież chodzi. Na wykonywanie obowiązków, zakupy spożywcze i mycie auta przeznaczmy inny termin.
POZYTYWNA PRZERWA W CIĄGU DNIA
Czy mamie należy się w ogóle przerwa? Skoro „normalni” pracownicy mają często dwie przerwy w pracy, ja też od jakiegoś czasu ustaliłam sobie takie dwie przerwy. Na 24h pracy to i tak niewiele;P I znowu jeśli macie małe dzieci do 3 roku życia, porę tej przerwy ustalą prawdopodobnie one: wtedy kiedy śpią. Ja jestem aktualnie w takiej sytuacji, że do godziny 13 w domu pozostaję z najmłodszą, półtoraroczną córką. Pierwszą przerwę mam około 12:00, kiedy mała śpi – wówczas robię sobie kawę, siadam spokojnie i czytam, albo coś oglądam. Z racji zaawansowanej ciąży czasami kładę się razem z nią i robię sobie drzemkę. Drugą przerwę mam kiedy cała ferajna jest już w domu, około 16-17 – ogłaszam im, że mam 15 minut przerwy i proszę żeby mi nie przeszkadzali. Z reguły jeśli nic się nie wydarzy, mam dobre 15-20 minut dla siebie. Czasami nawet dłużej jeśli się super zabawią. Zamykam się w pokoju, kładę na łóżku i w zależności na co mam ochotę albo czytam, albo po prostu leżę w ciszy (łapie te chwile ciszy, bo w naszym domu jest naprawdę gwarno). Niestety ten poukładany tryb niedługo czyt. po porodzie mi się skończy i będę ustalać nowy system;) W każdym razie mi to bardzo dobrze robi, a i dzieci już się do tego przyzwyczaiły. I ja mam chwilę żeby naładować baterie, a one uczą się się, że potrzeby mamy są równie ważne jak ich.
NAJLEPSZA JAKOŚCIOWO GODZINA
Nie codziennie mi się to udaje (ostatnie tygodnie ciąży sprawiają, że potrzebuję dużo snu), ale średnio co dwa, trzy dni wstaję przynajmniej godzinę, półtora przed resztą rodziny. To jest najlepszy czas! Jeśli tylko jest taka możliwość dajmy sobie ten najbardziej produktywny czas. Do spróbowania zainspirowała mnie nasza koleżanka Agnieszka. Przez dłuższy czas słuchałam z zazdrością, że ma takie świetne poranki, czas na ćwiczenia, czytanie, modlitwę. Długo nie mogłam się zmotywować żeby spróbować, zawsze budzik wyłączałam i spałam dalej. Aż do tego lata, kiedy zaczęło mi się to udawać. I powiem Wam, że to jest naprawdę super! Nie dość, że mogę spędzić godzinę w ciszy (w naszym domu to towar deficytowy) to rozpoczynam dzień na własnych zasadach. Latem chodziłam na kije, kiedy jeszcze mogłam;P Teraz wystarczy mi spokojne śniadanie i godzinka przy komputerze. Co więcej istnieje drugie dno wcześniejszego wstawania: dobry poranek = lepszy dzień! Kiedy wstanę wcześniej, przygotuję się na nadchodzący dzień, mam o wiele lepszy nastrój, a co za tym idzie cała rodzina lepiej startuje do codziennych obowiązków. Takie poranki zdecydowanie są moimi ulubionymi. Oczywiście żeby wcześniej wstawać trzeba się nieco wcześniej położyć. Ja powoli rezygnuję z przesiadywania do późnego wieczora właśnie na rzecz lepszych poranków:) Teraz jest właśnie 6:30, a ja kończę ten wpis ubrana, po śniadaniu, za chwilę idę budzić resztę familii:D Tobie też polecam, spróbuj!

A jakie Wy macie sposoby na wyrwanie kilku chwil dla siebie w ciągu dnia? Dbacie o czas tylko dla Was?
Podzielcie się w komentarzach.
Paulina Foedke