
Chciałam pochylić się nad tematem, który już dawno chodził mi po głowie, a mianowicie tematem kłótni w małżeństwie.
Jak to jest Waszym zdaniem?
Czy niektóre małżeństwa są naprawdę aż TAK zgodne, że w ogóle się nie kłócą?
Moim zdaniem zgodne małżeństwo to wcale nie to, które wcale się nie kłóci, tylko takie, które potrafi dojść do zdrowego kompromisu.
Co to może oznaczać, że osoby w związku, małżeństwie w ogóle się nie sprzeczają? Jak w ogóle mogą mieć takie samo zdanie we wszystkich życiowych tematach?! To to mission impossible!
Osobiście uważam, że w takich związkach z pozoru bardzo zgodnych jedna strona jest bardzo dominująca i często dusi swoje prawdziwe opinie, bo wie, że i tak nie wygra. Charakterologicznie woli siedzieć cicho, machnąć ręką, byle mieć święty spokój.
Pytanie tylko czy to jest dobre?
Na pewno nie dla strony, która jest bardziej uległa w związku i boi się konfrontacji.
Oczywiście są sytuacje wyjątkowe kiedy naprawdę trudno o sensowny kompromis i jedna ze stron odpuszcza, ale uważam to za sytuacje WYJĄTKOWE, nie notoryczne.
Bywa tak w małżeństwie, że ktoś po prostu musi trochę odpuścić, bo inaczej nigdy nie dojdzie do konsensusu, ale duszenie w sobie własnej opinii, niemożność wyrażenia swoich potrzeb czy realizacji siebie w związku wydaje się być scenariuszem zakrawającym co najmniej o jakąś chorobę psychiczną. Grozi to najzwyczajniej w świecie rozpadem związku, szukaniem akceptacji, zrozumienia gdzie indziej.
W miarę jak poznajemy siebie w narzeczeństwie, a później w małżeństwie musimy nauczyć się siebie SŁUCHAĆ i nauczyć się „KŁÓCIĆ”.
Kłótnia to często zbyt nadużywane słowo, chętnie się nim posługujemy, ale w większości przypadków chodzi o nieporozumienia, sprzeczki, czy inaczej mówiąc konflikt interesów.
Częstotliwość owych sprzeczek zależy też w dużej mierze od temperamentu małżonków. Jeden będzie bardziej skory by unikać konfliktów, a czasem druga strona lubi je podrzegać. Najgoręcej jest wtedy kiedy obie strony lubują się w napiętych, pełnych emocji rozmowach.
Zdradzę Wam kiedy my się kłócimy po 8 latach małżeństwa. Mój mąż jest raczej nieskory do kłótni muszę to przyznać, wiedziałam o tym od samego początku. Za to kiedy ja zbyt dużo „gderam” i naprawdę jestem męcząca potrafi tupnąć nogą i przywołać mnie od porządku (całe szczęście).
Po latach obserwacji zauważyłam, że istnieją w naszym małżeństwie tak naprawdę 4 główne sytuacje (okresy) kiedy dochodzi dochodzi między nami do kłótni:
- kiedy jestem przed okresem (wtedy naprawdę łatwo mnie zdenerwować. Właściwie nie trzeba się nawet specjalnie starać, bo sama szukam powodów do „wyżycia się”)
- kiedy jestem przed owulacją (wtedy jest chyba jeszcze gorzej:D ostatnio zrobiłam awanturę o jeden nic nie znaczący SMS od Dawida ze zdjęciem pięknego ogrodu i podpisem, że ja raczej takiego sama nie ogarnę) Wściekłam się o to naprawdę poważnie, cały dzień miałam zepsuty, ale tylko i wyłącznie z własnej winy, bo zaczęłam sobie dopowiadać szereg innych zarzutów czego to ja niby z piątką dzieci nie potrafię ogarnąć:D)
- kiedy jestem zmęczona i niewyspana (czytaj marudna i nie do zniesienia)
- kiedy jest jakieś ważne wydarzenie w naszej rodzinie i towarzyszy nam stres z nim związany
To są właśnie te sytuacje kiedy nie boję się do tego przyznać, ale kiedy to ja atakuję resztę rodziny, a szczególnie męża wytykając mu wszystkie niedoskonałości, to że ma niewielki udział w naszym życiu, czy jest wiecznym dzieckiem, który w weekendy najchętniej odsypia a nie angażuje się w życie rodzinne, co jest oczywiście nieprawdą. Ale my kobiety lubimy trochę tragizować i uogólniać pojedyncze sytuacje sprowadzając je do rangi normy:D
Na szczęście mam tak ugodowego męża, który bierze te moje napady z dużą rezerwą i sam rzadko prowokuje tego typu sytuacje. Ma jakiś taki dar,którego mu zazdroszczę, że potrafi sobie zjednać ludzi, tak podejść do tematu, żeby nie atakując wyrazić swoje zdanie.
Rzadko natomiast kładziemy się spać pokłóceni. Praktycznie nam się to nie zdarza, więc jest progres w porównaniu z początkami małżeństwa:)
Dobra konsekwencja „kłótni” jest taka, że przy takich okazjach między innymi wychodzą głęboko skrywane żale czy rzeczy, które siedzą głęboko nas i obojętnie jak bardzo byśmy się nie pokłócili to jest to sytuacja oczyszczająca. Przy okazji wyjaśniamy sobie wiele rzeczy, próbujemy spojrzeć na zaistniała sytuację z punktu widzenia tej drugiej strony i zawsze wychodzimy z niej bogatsi o rzeczywiste uczucia i motywy kierujące współmałżonkiem.
Ciekawa jestem jak jest u Was?
Czy kłótnia to normalny element Waszego związku? Umiecie się kłócić?
Czy jesteście raczej we wszystkim zgodni?
Paulina Foedke