Nasze doświadczenie w przechodzeniu przez okres adaptacji w przedszkolu.
Teraz jesteśmy na takim etapie już trzeci raz. Przynajmniej dwa jeszcze przed nami:)
1. MÓJ NAJWIĘKSZY BŁĄD.
Zacznę od tego, co wiem, że na pewno zrobiłam źle w czasie adaptacji.
Pamiętam, że największym błędem jaki popełniłam, gdy Franek poszedł ponad cztery lata temu poszedł do przedszkola to jeden raz pozwoliłam mu zostać w domu, bo wybitnie nie chciał iść i marudził. To była moja porażka, którą długo długo musiałam później naprawiać. Zapewne domyślacie jakie to przyniosło skutki: mały spryciula wyczuł mamę i postanowił wykorzystać swój sposób jeszcze wiele razy. Można to zaliczyć do tych błędów, które każdy młody rodzic musi popełnić, żeby się czegoś na przyszłość nauczyć. Brak konsekwencji, który ujawnił się w chwili mojej słabości ciągnął się za nami jeszcze długo. Pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej gdybym musiała tego dnia iść do pracy, ale ja wówczas byłam w domu z młodszą Aurelką. Lepiej tego nie robić. Co innego, gdy dziecko jest chore bądź widzimy, że faktycznie mizernie wygląda i nadchodzi choroba, ale gdy jest zdrowe i może iść, trzeba go tak zmotywować, by poszło. To przyniesie swoje pozytywne skutki w przyszłości, gdy dojdzie obowiązek szkolny.
2. NIE POTRAFIŁAM STŁUMIĆ MOICH NEGATYWNYCH EMOCJI.
Gdy do Franka dołączyła młodsza siostra, nie potrafiłam się w nowej sytuacji odnaleźć. Pozwoliłam na to, żeby dzieciom udzielały się moje emocje takie jak lęk czy uczucie niepewności. Ja bałam się bardziej o nich, niż oni sami o siebie. Bałam się czy sobie poradzą, czy nie płaczą, nie czują się źle w nowym miejscu. Bałam się jak ja się sprawdzę w nowej roli. Czy ta praca okaże się dla mnie odpowiednia, czy podołam.
3. NIE POZWOLIŁAM SOBIE POMÓC.
Zwyczajnie wzięłam wszystko na siebie: budzenie, szykowanie, odwożenie, przywożenie. Z całym tym bagażem negatywnych emocji i zmęczeniem: to było niepotrzebne. Za punkt honoru wzięłam sobie, że sama dam radę ze wszystkim. Do tego doszedł stres związany z pracą. Nie potrafiłam się na niej skupić i działać efektywnie. Pewnie warto jednak dać sobie i dzieciom trochę czasu na przystosowanie do nowej sytuacji, aby łagodniej przejść przez ten etap.
4. ZBYT PÓŹNE BUDZENIE I WSTAWANIE.
Budzenie malucha na ostatnią chwilę przed wyjściem nie wróży niczego dobrego. To, że pośpi 15 minut dłużej wcale nie sprawi, że będzie bardziej wypoczęte, za to może zamienić nasz wspólny poranek w mały koszmar. Nerwowe poganianie i pośpiech to jedne z najgorszych towarzyszy tuż po przebudzeniu. Weźmy odpowiedni zapas czasu na spokojny poranny rytuał i pilnujmy pory kładzenia spać. Przeciąganie dnia może nam tylko zaszkodzić. Przynajmniej w naszym przypadku tak było.
Tak wyglądało to przy pierwszym i drugim dziecku. Mimo wydawałoby się dosyć świadomego i zaangażowanego macierzyństwa jesteśmy tylko ludźmi, którzy popełniają błędy. Na szczęście z każdym kolejnym dzieckiem człowiek uczy się i ma szansę na poprawę. A teraz:
KILKA SŁÓW O TYM, CO POSZŁO NAM DOBRZE W OKRESIE ADAPTACJI.
1. CZAS TYLKO DLA DZIECKA I POŚWIĘCENIE 100 SWOJEJ UWAGI.
To akurat w miarę udawało i udaje mi się do teraz. Starsze dzieci, tzn.6+ nie potrzebują tego aż tak bardzo, ale trzy- ,cztero- i pięciolatki jak najbardziej. I to najlepiej zaraz po powrocie do domu, a jeszcze lepiej na korytarzu w przedszkolu. Przekonałam się, że minutka uważności potrafi zdziałać cuda. Przytulenie, krótka rozmowa powodują, że dziecko samo chce nam opowiedzieć o tym co w danej chwili uważa za warte podzielenia się. Po przyjściu do domu warto poświęcić te 10-15 minut na wspólną zabawę. Obiad może poczekać. Nie wiem czy też tak macie, ale nasze dzieci przejawiają chwilowy wyrzut nagromadzonych negatywnych emocji w ciągu dnia. I to wszyscy bez wyjątku. Da się do tego przyzwyczaić, chyba musi tak być. W końcu w domu mogą sobie na to pozwolić. Nie trwa to długo, dosłownie 5-10 minut, a później wracają do normalnego stanu emocjonalnego.
2. KRÓTKIE POŻEGNANIA.
Z tym akurat nigdy nie mieliśmy problemu. Buziak, przytulenie i przekazanie pani. To też od samego początku z pewnością pomagało. Długie rozstania tylko pogarszają sprawę.
3. MÓWIENIE PRAWDY I DOTRZYMYWANIE OBIETNIC.
Przybywanie po dziecko do przedszkola o umówionej porze, np. zaraz po obiedzie czy podwieczorku. To sprzyja budowaniu opartej na zaufaniu relacji z dzieckiem. Kilka razy zdarzyła mi się awaryjna sytuacja typu kolejka u lekarza, czy korek w drodze z pracy. Wówczas warto przedzwonić do przedszkola i poinformować panią o zaistniałej sytuacji. Traktujmy nasze dzieci po partnersku. W końcu dzieci to tacy sami ludzie jak my, tylko mniejsi;)
4. POZWALANIE DZIECKU NA PRZEŻYWANIE EMOCJI.
Nie tylko tych pozytywnych. Ale jeśli w przedszkolu spotkała je jakaś przykrość starajmy się porozmawiać o tym z dzieckiem w sposób spokojny. Pomóżmy mu oswajać się z nowymi sytuacjami. Panie nie zawsze są w stanie poświęcić dziecku tyle uwagi ile potrzebuje w danej chwili. Przyzwyczajenie się do nowych kolegów, nauczenie się zasad panujących w grupie, to wszystko wymaga czasu i oswojenia się.
5. UŚMIECH I ZACHĘCAJĄCE ROZPOCZĘCIE DNIA.
Dobry nastrój, humor od rana są sprzymierzeńcami udanych poranków. Ja akurat nie jestem w tym najlepsza, skupiam się na tym żeby wszystko mieli spakowane,ubieram najmłodszych, pomagam sobie dobrym śniadaniem, przytuleniem, ale mój mąż jest mistrzem w tym zakresie – potrafi powiedzieć coś co rozładuje atmosferę i spowoduje, że nawet najbardziej naburmuszony człowiek się uśmiechnie.
ADAPTACJA ROCZNIAKA W KLUBIKU MALUCHA PRZEBIEGŁA SPRAWNIEJ NIŻ TRZYLATKÓW W PRZEDSZKOLU.
Nie wiem czy to zależy od wieku dziecka, jego charakteru, czy cioć na jakie trafimy. Pewnie po trochu z każdego. Mieliśmy krótki epizod klubikowy z naszą środkową córką. O dziwo, zaadaptowała się tam bardzo sprawnie. Być może kilka razy jeśli mnie pamięć nie myli niechętnie przeszła do rąk cioci, ale gdy już się przyzwyczaiła szła tam zawsze z uśmiechem. Pewnie czuła się tam po prostu dobrze, a i ja nie obawiałam się o nią, bo wiedziałam, że w tym klubiku ma zapewnioną bardzo dobrą opiekę.
NA CO WARTO ZWRÓCIĆ SZCZEGÓLNĄ UWAGĘ?

1. ROZMOWA Z DZIECKIEM.
Jak przy każdym zaplanowanym, przełomowym wydarzeniu w naszym życiu, należy się do niego przygotować. Rozpoczęcie edukacji przedszkolnej do takowych właśnie należy. W związku z tym moim zdaniem musimy już w domu, z wyprzedzeniem przygotować dziecko. Opowiadać mu o tym co robią dzieci w przedszkolu, zaciekawić tym tematem. Zabrać wcześniej do wybranej placówki, pokazać i oswoić z miejscem. Pomocne są również książeczki o tej tematyce. Jest ich spory wybór na rynku.
Jeśli maluch ma starsze rodzeństwo tak jak obecnie w naszym przypadku to będzie nieco łatwiej:) Nasze starszeństwo bardzo się zaangażowało w pomoc młodszej siostrze. Pytają jak było, opowiadają, pokazują. W tej chwili obie dziewczynki chodzą do jednej placówki, więc będą się pewnie widywać. Wydaje mi się, że ta obecność rodzeństwa nieco pomaga oswoić z nowymi realiami.
2. UWAŻNOŚĆ NA DZIECKO.
Musimy być w tym okresie szczególnie uważni na sygnały jakie dziecko nam wysyła. Nie wszystko jeszcze rozumie, zmaga się z wieloma nowymi emocjami. Wspierajmy nasze dzieci w tym wymagającym dla nich okresie. Pozwólmy na luz w domu. Starajmy się łagodzić nagromadzone złe emocje w sposób czuły i z empatią. Pomóżmy dziecku nazwać te emocje. Tutaj znów pomogą nam książeczki i obrazki. Moim zdaniem w ten sposób możemy przejść przez okres adaptacji obronną ręką, nawet gdy pojawią się komplikacje. W końcu silny czuły dom, to nasz azyl. Gdzie jak tu otrzymać wyrozumiałość i wsparcie?
3. ZAANGAŻOWANIE.
Chodzi mi tu głównie o zaangażowanie dziecka do wspólnych przygotowań. Szykowanie wieczorem ubrań do przedszkola, pakowanie plecaczka. Niech maluch czuje, że to go dotyczy, że coś od niego zależy. Podobnie jak starszaki szykują się do szkoły, tak samo maluchy zaangażujmy i pomóżmy. Oszczędzimy sobie tym samym nie tylko porannego stresu, że brakuje nam skarpetek do pary, ale przysposobimy małego człowieka do bardziej samodzielnego funkcjonowania w rodzinie.
4. WSPÓŁPRACA Z WYCHOWAWCAMI.
Kontakt z wychowawcą jest niezmiernie ważny. To od niego powinniśmy otrzymać informacje zwrotne na temat przebiegu adaptacji czy późniejszych zachowań naszego dziecka. Ale pamiętajmy, że działa to również w drugą stronę: informujmy wychowawcę o trudnościach, źle przespanych nocach, czy niepokojących nas zachowaniach. Wychowawca powinien o tym wiedzieć, by lepiej pokierować aktywnościami naszego malucha w ciągu dnia. W pierwszych dniach często trudno o dłuższą rozmowę z paniami, warto natomiast zadzwonić, napisać.
Przy współczesnych możliwościach komunikacyjnych nie powinniśmy mieć z tym większych trudności.
5. DAJCIE SOBIE I DZIECKU CZAS.
To jest praca z istotą żywą w związku z czym nigdzie nie jest napisane, że adaptacja ma się zakończyć w ciągu dwóch tygodni i już. Podobnie zresztą jak z raczkowaniem i odpieluchowaniem. Jedne dzieci osiągają pewien etap szybciej, drugie wolniej. Różny jest poziom rozwoju maluchów. W grupie są starsze i młodsze. Nie porównujmy ich ze sobą. Zresztą najlepiej na ten temat wypowiedzą się eksperci, ale z tego co ja wiem, zanim dziecko przystosuje się do nowej grupy i zasad może potrwać nawet kilka miesięcy. Ba, kiedy my zmienialiśmy miejsce zamieszkania, a co za tym idzie przedszkole, nasza córka zamknęła się w sobie i nie mówiła do pani nic przez bodajże 6 miesięcy! A była już nieco starsza, bo w grupie 4-5 latków. Komunikowała się na zasadzie kiwania głową: TAK/NIE. Widzicie jak ona musiała to wewnętrznie przeżywać? To była dla zmiana wszystkiego co dotąd znała. Zablokowała się. Na szczęście z czasem i drobną pomocą psychologa udało się przywrócić jej równowagę i zaczęła komunikować się na zajęciach z panią coraz pełniejszymi zdaniami.
6. PRZYGOTUJCIE SIĘ NA REGRES.
Adaptacja to okres wymagający nie tylko dla dzieci, ale również dla rodziców. Dlatego zostawmy sobie trochę więcej sił po pracy na to, by przypilnować spraw domowych. Nie można z góry zakładać najgorszego, ale może się zdarzyć, że nasze dziecko „cofnie się w rozwoju”. Mam tu na myśli to, że odkąd w przedszkolu wymaga się od niego pewnej samodzielności, w domu też często mówi się „O, jaki już duży, chodzisz do przedszkola!”- to może nam spowodować lęk i chęć powrotu do czasów kiedy był „taki malutki”, że wszyscy mu pomagali, nosili i zabawiali. Jest tak w tym naszym życiu, że żeby przejść do kolejnego etapu chyba musimy się na chwilkę zatrzymać i wręcz cofnąć do tego co już znane, a czego boimy się utracić.
W związku z tym bądźmy na taką ewentualność gotowi. Niech nas nie przestraszy nagła chęć powrotu do butelki czy zasypiania z rodzicami. Może się zdarzyć chęć powrotu do pieluch! Podobno, osobiście nie znam, ale czytałam o tym. To normalne i naturalne, trzeba po prostu przez to przejść.
A jakie są Wasze doświadczenia z okresu adaptacji?
Paulina Foedke